wtorek, 4 marca 2014

Sferokształt, Rozdział 1 - Nostalgia.

Przestrzeń bytowa, w której żył Kuen, była najważniejszym miejscem śródwymiaru.  Stworzona na potrzeby gospodarowania wszechbytem, łączyła w sobie wszystko to, co Sferokształt wiedział o skupiskach życia.  Była w niej kompozycja geometrycznych kształtów, dostosowana do mentalnej symbiozy ze sferą – najwyższą z form.  Tysiące fizycznych i metafizycznych wartości, zaspokajało najwybredniejsze gusta i najrzadziej używane instynkty.  Przestrzeń bytową charakteryzowała wydajność i precyzja: wykonywanie najważniejszych zadań, którymi zajmowali się Kuen oraz Nowi Bracia.  W tym prostym, acz niezwykłym miejscu gościł rozmach, świadczący o mocy tworzenia, a zarazem oszczędność, wykształcona przez ery mozolnego rozwoju.  Był to dom, który Sferokształt, po całej wieczności istnienia, uznał za optymalny do realizowania celu swej egzystencji.

Kuen objął zmysłami fragment przestrzeni edukacyjnej i poczuł coś, co jego intelekt określał powiewem nostalgii.  Podświadomość odtworzyła obrazy, zapachy i dźwięki zapamiętane z młodości, zmieniając otoczenie w faliste morze traw, których źdźbła, za sprawą niespokojnego wiatru, poruszały się tam i z powrotem.  Na tle karmazynowego nieba, smaganego gdzieś w oddali przez świetliste baty plazmy, rozciągało się skaliste pasmo górskie, nieudolnie forsowane przez formujące się w kliny, porośnięte łąkami hale.  Błogą ciszę przerywało dochodzące z oddali, arytmiczne pobrzękiwanie dzwonkowych kiści, uwieszonych pod szyjami pasących się na zboczach zwierząt.  Ale co to za miejsce? – pomyślał.
Wrócił do przestrzeni bytowej i spojrzał na grupę Nowych Braci, stojących przed nim.  Dziesięć bytów - każdy o kształcie kropli, stworzony po to, by dążyć do doskonałości.  By iść w ślady Sferokształtu i stać się idealną sferą.  Nie musiał wiele mówić, bo każdy z nich posiadał bogatą wiedzę o wszechbycie, mozolnie gromadzoną od zarania dziejów.  On jednak, jako Pierwszy Brat, miał swoje zadanie.  Cel, który wyznaczał sens jego istnienia.  Miał im przekazać wszystko, co powinni wiedzieć, a jednocześnie tylko tyle, aby nie zeszli z drogi ku doskonałości.  Bo dążenie do doskonałości było drogą życia, a kroczenie drogą życia było doskonałe.
- Od eonów - przemówił w końcu, a każde jego słowo rozbrzmiewało wewnątrz świadomości Nowych Braci jak wspomnienie - Sferokształt przeżył biliardy istnień, biliony światów i miliony wymiarów.  Na początku był dekoratorem wewnętrznej rzeczywistości – podwymiaru.  Nadał sens otoczeniu, tworząc materię.  Jego wyobraźnia rzeźbiła strumienie kwantów, formując pierwiastki, układy i mgławice, które barwnymi fraktalami rozpłynęły się po pustej klatce Jego egzystencji.  Równoważył ciężar bezmiaru, tkając niewidzialną sieć antystruktury.  Bywał artystą, którego wyobraźnia, niczym pędzel muskający delikatne płótno, nadawała kolejnym pokoleniom światów ich kształt i przeznaczenie.  Bywał też analitykiem, programującym sieć podwymiaru w celu przekraczania kolejnych niemożliwości… 
Kuen znów odpłynął.  Powrócił stęsknionym wzrokiem na falującą prerię, by przemawiać do Nowych Braci jak plemienny mędrzec do młodych pasterzy.  Wieczorny półmrok rozświetlało ognisko, a wokół rozchodził się trzask lizanych językami ognia gałęzi i czar wzlatujących radośnie ku niebu pęków iskier.  Siedział na ciepłym piaskowcu, który owalną, jasną bryłą dominował nad dywanem otaczających go, ciemnych traw.  Wokół, na lnianych matach i kolorowych kocach leżało pięć dziewcząt i pięciu chłopców, wsłuchujących się w słowa mentora z fundamentalną ciekawością.  Ale co to była za kraina? - znów pomyślał.
- Okazał się najwybitniejszym twórcą - kontynuował Kuen - i został nagrodzony.  Po miliardach lat cierpliwej pracy osiągnął osobliwość i przebrnął przez ramy podwymiaru, stając się jednością z wszechbytem.  Dało mu to moc tworzenia całych uniwersów i nas, Pierwszych Braci.  A że doświadczenie w tworzeniu miał wielkie, na wzór swych ulubionych panhistorii, wynalazł przestrzeń bytową, w której istniejemy, by współtworzyć wraz z Nim rzeczywistość.  I tak właśnie powstał system gospodarowania wszechświatami.  I tak właśnie powstaliście wy, Nowi Bracia.  Od teraz będziecie dążyć do doskonałości, symulując drogę Sferokształtu i odciążając Go w trudach jego dzieła.
            Poczuł wzywający go obowiązek rozmowy ze Sferokształtem.  Nie był to bezpośredni rozkaz, raczej treść formująca się w jego świadomości i wychylająca przed szereg innych idei.  Interesujący mentalny pamflet, w którym znalazł obiektywną wzmiankę o potrzebach rozmów ze Stwórcą.  Broszura, której przeczytanie nie tyle prowadziło do stawienia się przed Jego obliczem, ale do rozważenia wszelkich możliwych opcji.  Do sprawdzenia, czy nic nie stoi na przeszkodzie, aby pośród mknięcia drogą doskonałości zboczyć na równie doskonałą drogę porozumienia.
            Wydzielił Nowym Braciom przestrzeń bytową i rozdał im symulacje istnień, których życiem od dziś mieli żyć aż do wyczerpania wiedzy o podwymiarze.  Sam, zaczytany w cudowną treść pamfletu, podjął decyzję o spotkaniu ze Sferokształtem wewnątrz powiewu nostalgii.  To był dobry pomysł, niecodzienny i poznawczy, umożliwiający badanie nieznanych obszarów w połączeniu z doskonałą drogą porozumienia.  Dezaktywował część zmysłów, jednocześnie uruchamiając inne.

            Brązowoszary dywan traw, który go otaczał, zmienił się w czarnoziemne pola uprawne, rozciągające się od granic hal pasterskich aż po ocean.  Ciemna plama urodzajnej ziemi usiana złotymi prostokątami, odważnie wspinała się po stokach wzgórz, by zmieniać się w pachnące diademy lawendy.  Nieco dalej opadała w stronę turkusowej wody.  Zygzaki winorośli prężyły się jak linowy takielunek, utrzymujący porozrzucane między nimi kominy zagród, warsztatowe maszty i wieżyczki winiarni.  Stamtąd było już słychać niecodzienny gwar i ruch na kamienistej plaży.  Rybacy uwijali się niczym mrówki, wyciągając łodzie za pomocą lin, znosząc z leciwych kutrów skrzynie z towarami i omijając wyrzucane przez gniewną wodę kłęby szarozielonych wodorostów, ostrych muszel i desek.  Gdzieś w oddali, na skalistym cyplu siedziała grupa malarzy, którzy cicho, w pełnym skupieniu, starali się uchwycić tę niespokojną scenę i utrwalić ją na rozłożystych płótnach, opiętych pośród ramion drewnianych sztalug… Tylko, co to za miejsce? - pomyślał po raz kolejny.
            Kuen przeszedł plażę, ominął pracujących rybaków i beztrosko wszedł do wody, która żywiołowymi zamachami przyboju zalewała coraz większe połacie lądu.  Początkowo szedł dnem, aż do miejsca, gdzie opadającą płytę kontynentalną przecinało podwodne pasmo raf.  Rozległa, naturalna bariera mieniła się wszelkimi kolorami tęczy.  Od jaskrawych refleksyjnych odbić zachodzącego słońca tuż pod powierzchnią wody, poprzez pastelowe puzzle ułożone z ruchliwych ławic i wachlarzy ukwiałów, aż po spowitą mrokiem strefę przydenną, zamieszkaną przez jadowitych samotników i owianą unoszącymi się cząstkami niestabilnego dna.  Zmienił kształt ciała, optymalizując opływ, tworząc błony i płetwy; dostosowując każdy element do środowiska wodnego, aż do momentu, kiedy poczuł błogi komfort ewolucyjnego ładu.  Wykorzystując szczerby i tunele w obrośniętej rafami mierzei, wspomagany nurtem podwodnej rzeki, dał się pochłonąć głębi oceanu.  Cóż to za fascynująca planeta? - znów pomyślał.

            Rozmawiały z nim, rozmawiały z nim swoją dziwną dziecięcą mową.  Morskie ssaki.  W ich zabawnym akcencie można było wyczuć mądrość.  Wielką mądrość zgłębianej przez setki pokoleń tajemnicy wodnego życia.  Było tam coś więcej niż instynkt i wyrachowanie.  Tam była poezja.  Zamiłowanie sztuki, wiedza o otaczającym je środowisku, uwielbienie dialogu o każdej tematyce.  Uśmiechały się do niego, rozpoznając w nim swój własny Sferokształt, przygodę, po której niewątpliwie nastąpi intelektualna mutacja.  Przeskok w rozwoju.  Cieszyły się i całowały go muśnięciami delikatnej skóry i drżącymi falami ultradźwięków.  Postanowił, że tu, w otoczeniu tych niezwykłych morskich istot, chciałby rozmawiać ze Sferokształtem.  I tak się stało.
- Kuen. - Sferokształt zaistniał w jego świadomości, wypełniając go perfekcyjną harmonią. - Czy dążysz do doskonałości?
- Mknę drogą doskonałości - odpowiedział pośród radosnych, chóralnych ultradźwięków.  Morskie ssaki biły mu brawo, cieszyły się z tej rozmowy na swój własny, dziecinny sposób.
- Jak dążysz do doskonałości, Kuen?
- Symulowałem drogę Sferokształtu, zarządzam przestrzenią bytową, będę pomagał w łamaniu kolejnych niemożliwości…
- A twoja nostalgia? Co ona przedstawia?
            Zawahał się i nie wiedział, co odpowiedzieć.  Tak długo szedł drogą doskonałości w ślad za Nim.  Jako Nowy Brat symulował niezliczoną ilość istnień w milionach światów, odciążając Go na niższych poziomach wszechbytu.  Ale teraz był Pierwszym Bratem, zarządzał całymi uniwersami.  Nie mógł tego pamiętać, po prostu nie mógł, jeśli dalej chciał mknąć drogą ku doskonałości.  Odpowiedź była uwięziona w podwymiarze.
- Milczysz? - kontynuował Sferokształt, a świadomość Kuena odczytywała to, jako powiew zniecierpliwienia.  Bo milczenie nie było doskonałą drogą porozumienia – nie było drogą ku doskonałości. - Czy to twoje ostatnie pytanie?
- Tak - odpowiedział szczerze, bez wahania, a gdy to zrobił, spłynął z niego ciężar trosk.  Morskie ssaki z radosnym podnieceniem pluskały się wokół niego, wykonując niezwykłe ewolucje i przeszywając wodę strumieniami ultradźwięków.  Był pewien, że Sferokształ podczas całego istnienia zaznał nostalgii i potrafił poradzić sobie z tym problemem.  Przecież pokonał bariery podwymiaru.  Przecież zjednał się w końcu z wszechbytem.  Tylko on mógł mu pomóc i wskazać właściwą drogę.
- Więc idź - nakazał Sferokształt.  -  Znajdź odpowiedź na ostatnie pytanie…

            Podwymiar - kolebka istnienia.  To tam Sferokształ zaczął swoją drogę, wypełniając pustkę pierwszym znanym wszechświatem.  I tak jak gwiazdy dla planet, a centra galaktyk dla gwiazd, tak pierwszy wszechświat stał się środkiem ciężkości dla tysięcy kolejnych, które otoczyły go zwartą tkanką w heliocentrycznym wzorze.  Podwymiar pozostał do dziś fundamentem sztuki tworzenia i pierwszą formą, która wyznacza jakość w ewolucji wszechbytu.  Ograniczony niemożliwościami śródwymiaru, a zarazem nieskończenie wielki.  Mogący pomieścić kolejne ery symulacji, będące w istocie nowymi, nieznanymi dotąd panhistoriami.  Pośród którejś z nich, gdzieś między środkiem pierwszego znanego, a końcem ostatniego z nieznanych uniwersów, kryła się odpowiedź na pytanie.  Brakujące ogniwo, pominięte, mimo starannego kroczenia drogą ku doskonałości.
            Kuen dostał zielone światło by zboczyć z dotychczasowej drogi.  Po raz pierwszy od początku istnienia zaznał nostalgii i poczuł to, z czym zapewne Sferokształt musiał borykać się w każdej chwili istnienia.  Poczuł się niedoskonały.  Do tego momentu wędrował w ślad za swym Stwórcą, bo tak został stworzony i zaprogramowany.  Nie znał innego kierunku i nie czuł innych potrzeb.  Robił to, bo nie miał powodów do zadawania jakichkolwiek pytań, żyjąc w rzeczywistości będącej matką wszelkich odpowiedzi.  Encyklopedią wszechbytu.  Teraz jednak wszystko się zmieniło.  Zrozumiał, że to nie sam Sferokształt był siłą znajdywania odpowiedzi.  To skala trudności pytań dawała mu energię, by szukać rozwiązań.  Energię do łamania kolejnych niemożliwości...


            Wystarczyło, że Kuen wyselekcjonował odpowiednie zmysły i już po chwili mknął strugą czasoprzestrzeni w kierunku odwrotnym niż dotychczas.  Dał się wciągnąć w wielki, blady wir antystruktury, na którego końcu znajdowało się przejście do podwymiaru.  Nie znał tej drogi, ale nie bał się, że zabłądzi.  Odpowiedź na ostatnie pytanie leżała gdzieś tam, w jednym konkretnym miejscu albo w całej nieskończoności miejsc i wydarzeń.  Nie miał więc nic do stracenia, musiał szukać zarazem wszędzie i nigdzie.  Zaufał intuicji i już po chwili brnął czarną pustką, otaczającą centrum pierwszego z wszechświatów.  Mijał pojedyncze atomy wodoru i helu wytrącone z nikłych atmosfer jakichś odległych planet.  Momentami czuł przepływ, uformowanych w niewidzialne potoki, fal elektromagnetycznych lub garście fotonów wyrzucone z nieistniejących od tysięcy lat gwiazd.  Nasycenie materii stawało się coraz większe i większe, aż w pewnym momencie ujrzał owalny jasny kształt.  Wyrosła przed nim galaktyka, której ramiona, niczym płonące łańcuchy, wirowały wokół horyzontu zdarzeń, rozrywając czarną płachtę przestrzeni.  Uznał, że właśnie tam zacznie szukać odpowiedzi...

1 komentarz:

  1. Ok, zaczynam Sferokształt. Pomysł powstał jakoś w październiku 2013r. I jest to opowiadanie, w którym celem nadrzędnym jest eksperymentowanie z formą (trochę też z treścią). Możecie spodziewać się tutaj naprawdę bardzo nieszablonowych zagrań z mojej strony ;). Oczywiści do lektury zachęcam, bo mam już tego opka pięć rozdziałów i są wśród nich naprawdę pozycje niezwykłe (moim skromnym zdaniem).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń