poniedziałek, 24 marca 2014

Sferokształt, Rozdział 3 - Czwarty Raport (Część 1/2)

Dzień pierwszy.

- Jasna cholera! - boleśnie charknął krępy mężczyzna, gdy struny głosowe umożliwiły wyplucie pierwszych przekleństw.  Przeleciał gniewnym wzrokiem po biuletynach unoszących się nad rzędem metalowych, zielonych kapsuł i z wątpliwą ochotą dał się podnieść mechanicznym ramionom.  -  Co za skurwiała pizda mnie odmroziła?
            Zwymiotował.
            Macka rezurekcyjna uwolniła głowę drugiego mężczyzny. Nieużywane od dawna oczy uciekły przed światłem w powiekowy kokon.
- Czy… czy jesteśmy w... układzie Pegasi? - zapytał łamaną angielszczyzną.  Kruche, chude ciało, całkowicie bezwładne, sunęło właśnie w objęciach sztucznych ramion wprost do modułu jezdnego.  Mecharganizm podłączył kończyny do impulsacji; w błyskawicznym tempie rozpoczęła się praca nad przywracaniem go do sprawności.
            Wydawało się, że włosy barczystego mężczyzny są ciemne. Jaśniały jednak w skutek osuszania, aż uformowały się w błyszczącą, szpanerską plerezę w kolorze blond.
- Jesteśmy w czarnej dupie! - Chciał machnąć ręką, ale tylko pokracznie drgnął. Silne niegdyś ciało tkwiło w bezruchu, zdane na pomoc maszyn.  - Zerknij sobie pan na biuletyn.  Nie wiem, kurwa, co ja tu robię.  Mieli mnie odmrozić na Pegasi 2. No ja pierdolę...
- Mój boże... - westchnął chudzielec i zwymiotował wprost na własne krocze. Przeczekał konwulsyjny skurcz wywołany przez macki i wymamrotał: - Czy pan... czy mam przyjemność z Gubernatorem Duncanem?
            Bob Duncan nagle przypomniał sobie, że kiedyś był wpływowym biznesmenem.
- A ta...  Tak, poznał mnie pan, co?  Hej.  A pan to… kto?
- Ojciec Michellis Shahrari. - Skrzywił się, formując twarz w długi trójkąt o zaokrąglonych rogach.  Mecharganizm oplótł resztę żylastego, wilgotnego ciała organicznymi ramionami niczym ośmiornica.  -  Ale to boli… boli!
            Gubernator z niepokojącą satysfakcją spoglądał na bolesne zabiegi towarzysza, którym on sam został poddany przed chwilą.  Silne ramiona i harda postawa skutecznie walczyły z niedowładem mięśni.
- Jaki ojciec?
            Michellis Shahrari bardzo chciał nakreślić ręką w powietrzu znak krzyża.  Nie mógł. Ukłonił się, zamykając oczy.
- Jestem du… duchownym.
- Aha, świetnie, czyli obudzili mnie na mszę?
- Proszę tak nie.. nie żartować, gubernatorze.  Ja to już – na moment umilkł, by poszukać odpowiednich słów - zupełnie nie wiem, co tu robię…
            Rozległ się świst, towarzyszący oderwaniu macki od głowy.
- Fe… fe… fe… - Trzeci mężczyzna właśnie przebudził się z kriogenicznego snu.  Gęste włosy zakrywały górną połowę twarzy; tułów prężył się, eksponując smukłe mięśnie.  Mózg zdawał się być opóźniony w stosunku do ładnego, zdrowego ciała.  -  Fe… aut... ok… ok… – dukał bez żadnej poprawy.
- A ten, kurwa, co? - Gubernator coraz śmielej kręcił nadgarstkami.  Gdy tylko przejął nad nimi kontrolę, przyłożył dłoń do panelu sterowania modułem jezdnym, wykonał kilka manewrów i podjechał do rezurektora nowo przebudzonego.  -  Albert Craiis.  Nie znam… A pan go znasz?
- Nie miałem przy… przyjemności – zająknął ojciec Michellis i z rodzicielską troskliwością pochylił się nad przywracanym do sprawności mężczyzną, który właśnie unosił się obok niego.  -  Ale wydaje mi się, że… coś z nim nie tak.
- S… s… au… s… - jakby na potwierdzenie wydukał posadzony na module jezdnym Albert Craiis.
- Świetnie! Klecha i niedorozwój! - Gubernator rozpoczął nerwowe przerzucanie świetlistych biuletynów, robiąc bałagan w atmosferze sali. Gdy zaspokoił ciekawość, zwrócił się do księdza: - Ok, podłączmy się i załadujmy raporty Monocle. Pomóż pan temu cudakowi, bo sam się nie ogarnie.  Niech ja dopadnę oficera wachtowego…

***

- Panie kapitanie? - nieśmiało zaświszczał rudowłosy młodzieniec o błyszczących, zielonych oczach.  Napiął mięśnie twarzy, a jego szpiczaste uszy i jasne brwi uniosły się, generując porcję szczypiącego bólu. - Dlaczego mnie pan odmroził?  Jakiś kryzys?
            Kapitan zakończył nakładanie czarnych spodni, po czym uniósł głowę i wbił wzrok w kolegę jakby sto lat nie widział człowieka.
- Dzień dobry, poruczniku Pollack. - Z trudem uśmiechnął się i skierował moduł jezdny w jego stronę.  Pojawienie się drugiego męskiego oficera, a zarazem projektanta statku, przyjął z nostalgią i ulgą.  -  Otóż nie.  Nie ja zarządziłem rezurekcję.  Prawdę mówiąc sam zostałem wybudzony.  Zdaje się, że pański statek właśnie zdaje egzamin dojrzałości.
            John Pollack otworzył usta jakby chciał się zaśmiać, ale złapał go bolesny skurcz szczęki.  Ruszył kilkakrotnie głową, zamrugał oczami.
- Ale czemu nas dwóch?
- Nie tylko nas. – Kapitan podjechał do unoszących się naprzeciw paneli informacyjnych. Powietrze na coraz większej przestrzeni migotało od wizualizacji i raportów.  Na głównym biuletynie, statek wyświetlił wykaz rozbudzonej grupy dyskusyjnej oraz instrukcję postępowania. W głębi sali, po prawej stronie względem biuletynów, widać było obraz z pozostałych dwóch pokoi wskrzeszeń. - Proszę zerknąć.
            Pollack wykonał kilka nieudanych prób poruszenia kończynami.  Po chwili dał sobie spokój i skupił się na informacjach.
- Kapitan Jim Cyrus - zaczął wymieniać – doktor John Pollack, doktor Amy Flyn, o cholercia, ona też?
- Martwi pana wiadomość o odmrożeniu pani major? - zapytał rozbawiony kapitan. Z surową nadgorliwością pomógł mackom opleść nagie ciało porucznika, ręcznie uruchamiając stymulację mięśni.
- Yyy… - John zmieszał się i westchnął głęboko. Milczał chwilę, próbując odzyskać kontrolę nad dłońmi. W końcu połączył się z panelem modułu jezdnego. - To wie pan, że my?  Że ona i ja…
- Wiem - odparł kapitan, po czym spoważniał i zagłębił się w oznaczone czerwonymi obwolutami komunikaty.  Jego wzrok zatrzymał się na wykazie odmrożonych osób. - Mam nadzieję, że pański statek wie, co robi, panie Pollack.  Proszę się przygotować na udzielanie wyjaśnień.  Oprócz naszej trójki obudzono gubernatora Boba Duncana, a to człowiek bardzo, bardzo osobliwy. Ekscentryk. Znam go osobiście. Niezwykle wulgarny i bezpośredni. Globalnie – zbawca Ziemi i ulubieniec mediów. Prywatnie – arcydupek i cham. Biuletyn informuje też o wybudzeniu księdza Michellisa Shahrari i niejakiego Alberta Craiisa… to  jakiś pisarz.
- Zna ich pan, kapitanie?
- No cóż... Osobiście, tylko gubernatora. O tym księdzu co nieco słyszałem, to zdaje się francuski reformator. Tego ostatniego nie znam.
- Cholercia… - burknął porucznik, wpatrzony w wyświetlone informacje. - Dr Livingstone w połowie drogi odmroził dowódcę, speca od SI, doktor astrobiologii, księdza, pisarza i gubernatora pierwszej ziemskiej egzo-kolonii?  Co się, do licha, dzieje?
- Cierpliwości.  Dowiemy się po wgraniu raportów…

***

- ...jak to, kurwa, nie było oficera na wachcie?! - ryknął Bob Duncan i podrzucił do góry pisak, a następnie przyglądał się jak pseudograwitacja w obracającym się wokół kadłuba sektorze nawigacji ściąga go z powrotem ku niemu, zniekształcając lot siłą Coriolisa. - Jaja se ze mnie robicie?
            Kapitan oderwał wzrok od połączonego z nerwami wzroku systemu Monocle i szerokim gestem zaprosił resztę grupy do zajęcia miejsc.
- Panie Duncan – odparł, starając się nie zdradzać oznak poirytowania. - Czy naprawdę nie można zacniej dobierać słów? - Wskazał na siedzącą po jego lewej stronie, czarnoskórą kobietę. - Choćby ze względu na doktor Flyn. Za sto trzydzieści lat obejmuje pan dyplomatyczne stanowisko. Może warto się przyzwyczajać?
- Pogadamy za sto trzydzieści lat...
- Fe, lyn, fe, ro, fe, lyn - wtrącił Albert Craiis, sprawiając, że dziesięć zdumionych oczu momentalnie zmierzyło jego czerwoną, beztroską twarz.
            Pierwszy ogarnął się Duncan.
- Powiedział pan, doktor Flyn? – dopytał zaciekawiony, odrywając wzrok od pisarza. – To nie mamy zwracać się do naszej czarnulki: per pani major?
            Amy Flyn, niezadowolona ze sposobu, w jaki się o niej rozmawia, wykorzystała dogodny moment:
- Zostałam wybudzona, jako konsultant naukowy - wyjaśniła. Wypięła do przodu klatkę piersiową, eksponując cywilne oznaczenia na niebieskiej bluzie z długimi rękawami. - Nie czytał pan raportu, gubernatorze? Było tam napisane, jak byk, że pan Pollack zmartwychwstał żeby odpowiadać na pytania organizacyjne. Lucidus ordo.
- Dziękuję, pani doktor - z ulgą przytaknął Jim Cyrus. - Od kilku minut to właśnie próbuję powiedzieć. Oddaję głos panu Pollackowi. Zaczynajmy.  Proszę wszystkich o pełną koncentrację.
            Młody inżynier wstawał na w pół świadomy; grzebał przez kilka sekund w Monocle, po czym wrócił pełnią świadomości na salę.
- Witam raz jeszcze – zaczął z wesołym podnieceniem, napinając piegowatą twarz.  Jego uszy w charakterystyczny sposób powędrowały wysoko ku górze jak radary. - Nazywam się John Pollack i zostałem wybudzony, jako projektant i główny konstruktor Dr. Livingstone'a, czyli statku kolonizacyjnego, którym podróżujemy. Podobnie jak doktor Flyn, jestem tylko i wyłącznie konsultantem naukowym. Proszę nie zwracać się tym samym do mnie stopniem floty, tylko po prostu: doktorze; panie Pollack; a najlepiej: John.
- Słuchaj, John – wystrzelił Bob Duncan, rzucając pisak w stronę irracjonalnie rozbawionej twarzy Alberta Craiisa. - Byłem na briefingu kolonizacyjnym, gdzie wyjaśniałeś pan działanie jakiś modułów, czy innego kosmicznego gówna.
- Co to ma do rzeczy, panie... gubernatorze - zapytał zniecierpliwiony Michellis Shahrari. - Proszę pozwolić mu... zacząć wyjaśniać...
- Młody gadał tak, że nic się nie dało zrozumieć - odburknął Duncan. - Nawijał jak szpak, bla, bla, techniczny bełkot. - Zwrócił się do Johna Pollacka. - Gadaj pan tak żeby każdy normalny zajarzył.
- Dobrze, postaram się. Tak więc…
            …Po pierwsze, decyzję o wybudzeniu naszej szóstki podjął Dr Livingstone i była to jego autonomiczna decyzja. Decyzja wywołana zdarzeniem, o którym wiecie z głównego raportu.  Nie ma żadnych oficerów wachtowych, panie gubernatorze. Kapitan nie ma z tym nic wspólnego. Statek, od czasu opuszczenia słonecznej orbity, aż do końca procedury wyhamowania, sam kieruje i dowodzi misją. Jest to mecharganizm, organiczna sztuczna inteligencja, przewyższająca nasze zdolności analityczne i nawigacyjne tysiące razy.  Nie ma rozsądnego zdarzenia, które spowodowałoby podjęcie decyzji o wybudzeniu kogokolwiek...
- R... aut... e.. s... ł... ł... rok – rozległ się radosny monolog pisarza.
- A… zdarzenie nierozsądne?  -  Niespodziewaną przerwę wykorzystał ojciec Shahrari. - Metafizyczne?
            Gubernator parsknął.
- Czarodziejski obłoczek, kjurf...
- No właśnie – kontynuował John Pollack, ignorując Boba Duncana. - Zdarzenie metafizyczne, kontakt z egzo-inteligencją. Coś o tak skomplikowanym wzorze zmiennych, że Dr Livingstone cierpi na niedobór danych.  Może podjąć dalsze działania, ale nie chce. Woli to zrobić dopiero po konsensusie grupy dyskusyjnej.
 - Złożonej z niedorozwoja – gubernator wskazał beztroskiego pisarza – księdza – wskazał mrugającego oczami ojca Michellisa – dzieciaka – wskazał żywiołowego przedmówcę – pani major, która nie jest panią major – wskazał na jedyną w towarzystwie kobietę – kapitana, który nie nie ma kim dowodzić – wskazał posępnego Jima Cyrusa – i gościa, który ma to wszystko w dupie – wskazał siebie, po czym zapanowała nieprzyjemna cisza...
            ...Aż rozległ się głos kapitana.
- Proszę kontynuować, panie Pollack.
            Konstruktor statku uniósł dłoń na wysokość głowy, zaczął nerwowo machać, po czym zawiesił w powietrzu wskazujący palec i rozpoczął monolog.
- Rozumiem zdenerwowanie.  Nie tylko pan, gubernatorze, jest wściekły, ale...
            ...Rezurekcję każdego z nas da się wyjaśnić, zapewniam. Dr Livingstone przesłał cztery raporty, które każdy z nas otrzymał w formie incepcji Monocle. Dwa jawne. Jeden, odnośnie napotkanego obiektu. Drugi, dotyczący mnie, ojca Michellisa i panny... khm... przepraszam. Pani doktor...
            (Amy Flyn drapieżnie zmrużyła czarne oczy, a jej krótkie, lokowane włosy  nastroszyły się).
            ...Tak więc, ja jestem głosem statku – kontynuował John - mam też wyrazić opinię technologiczną na temat obiektu i służyć pomocą w sprawach organizacyjnych. Pani doktor – zwrócił się do czarnoskórej towarzyszki, która wpatrywała się w niego z pretensją.
- Moja obecność jest oczywista – chłodno rzuciła murzynka. - Mam wyrazić opinię astrofizyczną i biochemiczną. Potwierdzić wstępną tezę Dr. Livingstone'a, że obiekt nie jest tworem naturalnym.
- Ojcze Shahrari. - Inżynier wskazał szczupłego duchownego, który w obszernej, niedopasowanej rozmiarowo bluzie, wyglądał jak żul.
- No... właśnie – zająknął ksiądz. - Ja mam, wie pan... no mam wątpliwości...
            John Pollack rozłożył ręce.
- Pana obecność jest oczywista, ojcze. Proszę nie myśleć, że mecharganizm odrzuca metafizykę i wiarę. Nie, nie, nie. Ma pan wydać opinię teologiczną na temat obiektu, jeśli zajdzie taka konieczność.
- Tylko, że... - podjął nieśmiało duchowny. - Tylko, że przecież... pośród tych ćwierć miliona za... zamrożonych owieczek jest papież. Czy to nie jego – przez chwilę szukał odpowiednich słów - należało wskrzesić?
- Pa... pa... jeż… aut… – palnął Albert Craiis, wywołując wśród obecnych nagłą falę konsternacji.
- No dobra – zagaił gubernator, wychylając się z trudem w stronę leżącego po przeciwnej stronie pulpitu pisaka. - Ja rozumiem, że zbuntowany ksiądz-reformator może mieć jakieś świeże pomysły w sprawach wiary. Zgoda. Zresztą papież Villencio to debil, każdy to wie. Ale jak, do cholery, dzieciaku, wyjaśnisz obecność tego niedorozwoja? Ma wyrazić opinię metodą obślinienia stołu? Johnny, chłopcze, twój statek popełnił błąd; musimy to, kurwa, głośno powiedzieć.  A skoro popełnił jeden błąd, być może cała ta szopka jest zbędna. Kto mi odda ten czas? Może właśnie uciekają między palcami najpiękniejsze chwile królowania na Pegasi?
- Actus hominis non dignitas iudicentur – fuknęła Amy Flyn, kiwając z niedowierzaniem głową. - Szmondak...
- Uspokójcie się! - zażądał kapitan.
- Dr Livingstone na pewno się nie pomylił – zaoponował piegowaty inżynier. - Statek jest inteligentniejszy niż my wszyscy razem wzięci. Myślę, że pan Craiis, jako pisarz, filozof i językoznawca, miał wyrazić opinię na temat ewentualnego przekazu, który obiekt może ze sobą nieść. Nieszczęśliwie się stało, że proces długotrwałej hibernacji poszatkował mu mózg. To się już zdarzało i to przy zamrożeniach trwających kilka lat. A my, przypominam, spaliśmy lat sto dwadzieścia pięć. Statek na pewno się nie pomylił.  Na pewno się nie…
- Przecież to durna maszyna! - zagrzmiał Duncan. - Nie bądź pan śmieszny.
- Nie możemy wykluczyć błędu – wtrącił kapitan, którego twarz w ciągu ostatnich dwóch kwadransów nabrała naturalnego zmarszczenia i rumieńców. Niebieskie, głębokie oczy z pełną powagą obserwowały nieoczekiwaną burzę mózgów, rozgrywającą się przy okrągłym białym pulpicie, na sześciu białych fotelach, w sześciu niebieskich bluzach i tylu samych czarnych spodniach. – Nawet, jeśli to nieprawdopodobne. Tu ma pan rację, gubernatorze, a przez pana Pollacka przemawia subiektywna opinia twórcy mecharganizmu. Jest jedno małe „ale”… John.
            Młodzieniec, wykorzystujący każdy moment do zerkania w Monocle, wrócił i kontynuował:
- Nie zdążyłem dokończyć! Poza pierwszym, głównym raportem dotyczącym obiektu oraz drugim, jawnym raportem dotyczącym naszej trójki, są jeszcze dwa inne.  Trzeci, warunkowy – znany, póki co, tylko kapitanowi Cyrusowi. I tylko kapitan może podjąć decyzję czy i kiedy się z nami nim podzielić. Jest też czwarty raport i to, myślę, że pana zainteresuje, panie Duncan. Jest to tajny raport, a decyzję o jego odtajnieniu podejmie Dr Livingstone, gdy – cytuję – „dyskusja osiągnie zadowalający poziom merytoryczny”. Raport dotyczy rezurekcji pana Alberta Craiisa, a także pana, gubernatorze. Zakwalifikował się pan tym samym do jednej paczki z, jak pan to ujął? „niedorozwojem”.

- Ty jebany chuju! - wrzasnął Bob Duncan i rzucił się w stronę inżyniera...

6 komentarzy:

  1. Podoba mi się chaos, dezorientacja, to jak się ze sobą użeraja i jak w tym wypadają charaktery. Poczułam się zainteresowana, a zakończenie fragmentu mnie rozbawiło :D Pozytywnie rzecz jasna. Wisienką na torcie jest cytowany niżej fragment, gdzie gubernator podsumowuje tę ich zbieraninę. Dosadnie i z humorem, ale takim dla czytelnika, bo dla tych tam, to raczej są powody do frustracji i obaw. xD Zmykam do ciągu dalszego.

    "- Czy… czy jesteśmy w... układzie Pegasi?"
    I teraz tak. Układzie czego do diaska, bo to tu sugeruje, że Pegaza. Zróbmy małą poglądówkę po głównych trzech gwiazdach Pegaza (tych tworzących czworokąt, acz czwarta to juz alfa Andromedy). Odległości podane oczywiście względem ziemi
    Markab - 140 ly
    Scheat - 199 ly
    Algenib - 335 ly
    Aż mnie kusi zrobić to jakoś w 3D, ale nie wiem jak, bo to są odległości "w głab", musiałabym oszacować te w 2D żeby uzyskać jakąś formę prostopadłościanu, a na mapach nieba raczej nie podaje się skali. Ale powiedzmy, ze mamy trzy krawędzie - te pionowe, wyznaczone przez powyższe odległości (ot przecinając płaszczyznami w tych odległościach na osi), odległość między Algenib i Markab to jedna godzina, między Markab a Scheat cztery stopnie... co niewiele nam mówi, ale jeśli chodzi o powierzchnę Pegaz jest jednym z największych na niebie, więc twój Układ Pegaza, to jakiś drobiazg rozciągający się co najmniej na ponad 150 lat świetlnych w jedną stronę, a inne... Ja wiem że Galaktyka ma ponad 300 000 lat świetlnych bodajże, więc 150 nie powala, ale i tak brzmi to dziwnie. Poza tym "układ" sugeruje układ planetarny. Np. 51 Pegasi (dla odmiany 51 lat świetlnych od Ziemi); gwiazda żółta jak Słońce i odkryto wokół niej planetę (jakby nie, to pewnikiem bym nawet nie wiedziała, że ona istnieje XD)

    "Mieli mnie odmrozić na Pegasi 2."
    I znowu ten zapis. Pegasi 2 czyli? Zgaduję, że chodzi o

    "Napiął mięśnie twarzy, a jego szpiczaste uszy i jasne brwi uniosły się, generując porcję szczypiącego bólu."
    Dziwnie to o generowaniui brzmi.

    - Złożonej z niedorozwoja – gubernator wskazał beztroskiego pisarza – księdza – wskazał mrugającego oczami ojca Michellisa – dzieciaka – wskazał żywiołowego przedmówcę – pani major, która nie jest panią major – wskazał na jedyną w towarzystwie kobietę – kapitana, który nie nie ma kim dowodzić – wskazał posępnego Jima Cyrusa – i gościa, który ma to wszystko w dupie – wskazał siebie, po czym zapanowała nieprzyjemna cisza...
    Lubię :D

    ...Tak więc, ja jestem głosem statku – kontynuował John - mam też wyrazić opinię technologiczną na temat obiektu i służyć pomocą w sprawach organizacyjnych.
    Technologiczną czy techniczną jednak?

    Potwierdzić wstępną tezę Dr. Livingstone'a, że obiekt nie jest tworem naturalnym.
    Z kropką ten dr?

    Niebieskie, głębokie oczy z pełną powagą obserwowały nieoczekiwaną burzę mózgów, rozgrywającą się przy okrągłym białym pulpicie, na sześciu białych fotelach, w sześciu niebieskich bluzach i tylu samych czarnych spodniach.
    Wychodzi nieco, że fotele maja bluzy i spodnie. ^^”


    OdpowiedzUsuń
  2. Masza, doczytaj do końca, bo znów Ci się parę rzeczy wyjaśni. Gwiazda to 51 Pegasi - odległa mniej więcej 47 - 50 lś. Leciałoby się do niej ok. 255 lat z prędkością Dr Livingstona.
    Proponuję też rozmowę na forum, jak ostatnio, bo tutaj to zbyt duży materiał.
    Cieszę się, że czytasz.
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, pisze co na poczekaniu mi nie gra i sobie gdybię. Używasz pojęć pół znanych, więc wywołują one określone skojarzenia na poczekaniu ^__^ Jak się wyjaśni, to się moje skojarzenia rozwieją, w kontekście tego fragmentu pozostają sobie w sferze rozważań. Kolejny czytam, ale mimo wszystko - praca itd. spowalniają tempo. :) Ale nie uciecze. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Na tak. Pamiętaj, że są prawdziwe rzeczy jak np. Gwiazdozbiór Pegaza, gwiazda 51 Pegasi. A są też fikcyjne, jak planeta Pegasi 2.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mi to tekst wyjaśni, to będę to wiedziała, na razie jednak muszę bazować na tym co daję. Jak zacznę gdybać, to mogę stworzyć nawet grupę galaktyk o tej nazwie :) jeśłi uwazasz, ze coś się dalej wyjaśnia i za jakiś czas pacnę się w łeb z tekstem "o! a to tak jest! faaaajnie!" to daj mi radość odkrywania tego, a nie uprzedzaj fakty :) Jeśli zaś nigdzie nie wyjaśniasz rzeczy dalej, to weź pod uwagę, że takimi a nie innymi określeniami wywołujesz pewne skojarzenia i jeśli wyjdzie ci ze zbieranych opinii, że więcej niż mniej osób się gubi, to pomyśl o zmianie, doprecyzwoaniu czy cuś. Przeca to tak działa, co nie :D Albo przynajmniej ja tak piszam :bag:

    OdpowiedzUsuń