Dzień pierwszy.
- Jasna cholera! - boleśnie charknął krępy mężczyzna, gdy
struny głosowe umożliwiły wyplucie pierwszych przekleństw. Przeleciał gniewnym wzrokiem po biuletynach
unoszących się nad rzędem metalowych, zielonych kapsuł i z wątpliwą ochotą dał
się podnieść mechanicznym ramionom.
- Co za skurwiała pizda mnie
odmroziła?
Zwymiotował.
Macka
rezurekcyjna uwolniła głowę drugiego mężczyzny. Nieużywane od dawna oczy
uciekły przed światłem w powiekowy kokon.
- Czy… czy jesteśmy w... układzie Pegasi? - zapytał łamaną
angielszczyzną. Kruche, chude ciało,
całkowicie bezwładne, sunęło właśnie w objęciach sztucznych ramion wprost do
modułu jezdnego. Mecharganizm
podłączył kończyny do impulsacji; w błyskawicznym tempie rozpoczęła się praca
nad przywracaniem go do sprawności.
Wydawało
się, że włosy barczystego mężczyzny są ciemne. Jaśniały jednak w skutek
osuszania, aż uformowały się w błyszczącą, szpanerską plerezę w kolorze blond.
- Jesteśmy w czarnej dupie! - Chciał machnąć ręką, ale tylko
pokracznie drgnął. Silne niegdyś ciało tkwiło w bezruchu, zdane na pomoc
maszyn. - Zerknij sobie pan na
biuletyn. Nie wiem, kurwa, co ja tu
robię. Mieli mnie odmrozić na Pegasi
2. No ja pierdolę...
- Mój boże... - westchnął chudzielec i zwymiotował wprost na
własne krocze. Przeczekał konwulsyjny skurcz wywołany przez macki i wymamrotał:
- Czy pan... czy mam przyjemność z Gubernatorem Duncanem?
Bob Duncan
nagle przypomniał sobie, że kiedyś był wpływowym biznesmenem.
- A ta... Tak, poznał
mnie pan, co? Hej. A pan to… kto?
- Ojciec Michellis Shahrari. - Skrzywił się, formując twarz w
długi trójkąt o zaokrąglonych rogach. Mecharganizm
oplótł resztę żylastego, wilgotnego ciała organicznymi ramionami niczym
ośmiornica. - Ale to boli… boli!
Gubernator z
niepokojącą satysfakcją spoglądał na bolesne zabiegi towarzysza, którym on sam
został poddany przed chwilą. Silne
ramiona i harda postawa skutecznie walczyły z niedowładem mięśni.
- Jaki ojciec?
Michellis
Shahrari bardzo chciał nakreślić ręką w powietrzu znak krzyża. Nie mógł. Ukłonił się, zamykając oczy.
- Jestem du… duchownym.
- Aha, świetnie, czyli obudzili mnie na mszę?
- Proszę tak nie.. nie żartować, gubernatorze. Ja to już – na moment umilkł, by poszukać
odpowiednich słów - zupełnie nie wiem, co tu robię…
Rozległ się
świst, towarzyszący oderwaniu macki od głowy.
- Fe… fe… fe… - Trzeci mężczyzna właśnie przebudził się z
kriogenicznego snu. Gęste włosy
zakrywały górną połowę twarzy; tułów prężył się, eksponując smukłe
mięśnie. Mózg zdawał się być opóźniony w
stosunku do ładnego, zdrowego ciała.
- Fe… aut... ok… ok… – dukał bez
żadnej poprawy.
- A ten, kurwa, co? - Gubernator coraz śmielej kręcił
nadgarstkami. Gdy tylko przejął nad nimi
kontrolę, przyłożył dłoń do panelu sterowania modułem jezdnym, wykonał kilka
manewrów i podjechał do rezurektora nowo przebudzonego. -
Albert Craiis. Nie znam… A pan go
znasz?
- Nie miałem przy… przyjemności – zająknął ojciec Michellis i
z rodzicielską troskliwością pochylił się nad przywracanym do sprawności
mężczyzną, który właśnie unosił się obok niego.
- Ale wydaje mi się, że… coś z
nim nie tak.
- S… s… au… s… - jakby na potwierdzenie wydukał posadzony na
module jezdnym Albert Craiis.
- Świetnie! Klecha i niedorozwój! - Gubernator rozpoczął
nerwowe przerzucanie świetlistych biuletynów, robiąc bałagan w atmosferze sali.
Gdy zaspokoił ciekawość, zwrócił się do księdza: - Ok, podłączmy się i
załadujmy raporty Monocle. Pomóż pan temu cudakowi, bo sam się nie
ogarnie. Niech ja dopadnę oficera
wachtowego…
***
- Panie kapitanie? - nieśmiało zaświszczał rudowłosy
młodzieniec o błyszczących, zielonych oczach.
Napiął mięśnie twarzy, a jego szpiczaste uszy i jasne brwi uniosły się,
generując porcję szczypiącego bólu. - Dlaczego mnie pan odmroził? Jakiś kryzys?
Kapitan
zakończył nakładanie czarnych spodni, po czym uniósł głowę i wbił wzrok w
kolegę jakby sto lat nie widział człowieka.
- Dzień dobry, poruczniku Pollack. - Z trudem uśmiechnął się
i skierował moduł jezdny w jego stronę.
Pojawienie się drugiego męskiego oficera, a zarazem projektanta statku, przyjął z nostalgią i ulgą. - Otóż
nie. Nie ja zarządziłem rezurekcję. Prawdę mówiąc sam zostałem wybudzony. Zdaje się, że pański statek właśnie zdaje
egzamin dojrzałości.
John Pollack
otworzył usta jakby chciał się zaśmiać, ale złapał go bolesny skurcz
szczęki. Ruszył kilkakrotnie głową,
zamrugał oczami.
- Ale czemu nas dwóch?
- Nie tylko nas. – Kapitan podjechał do unoszących się
naprzeciw paneli informacyjnych. Powietrze na coraz większej przestrzeni
migotało od wizualizacji i raportów. Na
głównym biuletynie, statek wyświetlił wykaz rozbudzonej grupy dyskusyjnej oraz
instrukcję postępowania. W głębi sali, po prawej stronie względem biuletynów,
widać było obraz z pozostałych dwóch pokoi wskrzeszeń. - Proszę zerknąć.
Pollack
wykonał kilka nieudanych prób poruszenia kończynami. Po chwili dał sobie spokój i skupił się na
informacjach.
- Kapitan Jim Cyrus - zaczął wymieniać – doktor John Pollack,
doktor Amy Flyn, o cholercia, ona też?
- Martwi pana wiadomość o odmrożeniu pani major? - zapytał
rozbawiony kapitan. Z surową nadgorliwością pomógł mackom opleść nagie ciało
porucznika, ręcznie uruchamiając stymulację mięśni.
- Yyy… - John zmieszał się i westchnął głęboko. Milczał
chwilę, próbując odzyskać kontrolę nad dłońmi. W końcu połączył się z panelem
modułu jezdnego. - To wie pan, że my? Że
ona i ja…
- Wiem - odparł kapitan, po czym spoważniał i zagłębił się w
oznaczone czerwonymi obwolutami komunikaty.
Jego wzrok zatrzymał się na wykazie odmrożonych osób. - Mam nadzieję, że
pański statek wie, co robi, panie Pollack.
Proszę się przygotować na udzielanie wyjaśnień. Oprócz naszej trójki obudzono gubernatora
Boba Duncana, a to człowiek bardzo, bardzo osobliwy. Ekscentryk. Znam go
osobiście. Niezwykle wulgarny i bezpośredni. Globalnie – zbawca Ziemi i
ulubieniec mediów. Prywatnie – arcydupek i cham. Biuletyn informuje też o
wybudzeniu księdza Michellisa Shahrari i niejakiego Alberta Craiisa… to jakiś pisarz.
- Zna ich pan, kapitanie?
- No cóż... Osobiście, tylko gubernatora. O tym księdzu co
nieco słyszałem, to zdaje się francuski reformator. Tego ostatniego nie znam.
- Cholercia… - burknął porucznik, wpatrzony w wyświetlone
informacje. - Dr Livingstone w
połowie drogi odmroził dowódcę, speca od SI, doktor astrobiologii, księdza,
pisarza i gubernatora pierwszej ziemskiej egzo-kolonii? Co się, do licha, dzieje?
- Cierpliwości.
Dowiemy się po wgraniu raportów…
***
- ...jak to, kurwa, nie było oficera na wachcie?! - ryknął
Bob Duncan i podrzucił do góry pisak, a następnie przyglądał się jak
pseudograwitacja w obracającym się wokół kadłuba sektorze nawigacji ściąga go z
powrotem ku niemu, zniekształcając lot siłą Coriolisa. - Jaja se ze mnie
robicie?
Kapitan
oderwał wzrok od połączonego z nerwami wzroku systemu Monocle i szerokim gestem
zaprosił resztę grupy do zajęcia miejsc.
- Panie Duncan – odparł, starając się nie zdradzać oznak
poirytowania. - Czy naprawdę nie można zacniej dobierać słów? - Wskazał na
siedzącą po jego lewej stronie, czarnoskórą kobietę. - Choćby ze względu na
doktor Flyn. Za sto trzydzieści lat obejmuje pan dyplomatyczne stanowisko. Może
warto się przyzwyczajać?
- Pogadamy za sto trzydzieści lat...
- Fe, lyn, fe, ro, fe, lyn - wtrącił Albert Craiis,
sprawiając, że dziesięć zdumionych oczu momentalnie zmierzyło jego czerwoną,
beztroską twarz.
Pierwszy
ogarnął się Duncan.
- Powiedział pan, doktor Flyn? – dopytał zaciekawiony,
odrywając wzrok od pisarza. – To nie mamy zwracać się do naszej czarnulki: per
pani major?
Amy Flyn,
niezadowolona ze sposobu, w jaki się o niej rozmawia, wykorzystała dogodny
moment:
- Zostałam wybudzona, jako konsultant naukowy - wyjaśniła.
Wypięła do przodu klatkę piersiową, eksponując cywilne oznaczenia na
niebieskiej bluzie z długimi rękawami. - Nie czytał pan raportu, gubernatorze?
Było tam napisane, jak byk, że pan Pollack zmartwychwstał żeby odpowiadać na
pytania organizacyjne. Lucidus ordo.
- Dziękuję, pani doktor - z ulgą przytaknął Jim Cyrus. - Od
kilku minut to właśnie próbuję powiedzieć. Oddaję głos panu Pollackowi.
Zaczynajmy. Proszę wszystkich o pełną
koncentrację.
Młody
inżynier wstawał na w pół świadomy; grzebał przez kilka sekund w Monocle, po
czym wrócił pełnią świadomości na salę.
- Witam raz jeszcze – zaczął z wesołym podnieceniem,
napinając piegowatą twarz. Jego uszy w
charakterystyczny sposób powędrowały wysoko ku górze jak radary. - Nazywam się
John Pollack i zostałem wybudzony, jako projektant i główny konstruktor Dr.
Livingstone'a, czyli statku kolonizacyjnego, którym podróżujemy. Podobnie
jak doktor Flyn, jestem tylko i wyłącznie konsultantem naukowym. Proszę nie zwracać
się tym samym do mnie stopniem floty, tylko po prostu: doktorze; panie Pollack;
a najlepiej: John.
- Słuchaj, John – wystrzelił Bob Duncan, rzucając pisak w
stronę irracjonalnie rozbawionej twarzy Alberta Craiisa. - Byłem na briefingu
kolonizacyjnym, gdzie wyjaśniałeś pan działanie jakiś modułów, czy innego
kosmicznego gówna.
- Co to ma do rzeczy, panie... gubernatorze - zapytał
zniecierpliwiony Michellis Shahrari. - Proszę pozwolić mu... zacząć
wyjaśniać...
- Młody gadał tak, że nic się nie dało zrozumieć - odburknął
Duncan. - Nawijał jak szpak, bla, bla, techniczny bełkot. - Zwrócił się do
Johna Pollacka. - Gadaj pan tak żeby każdy normalny zajarzył.
- Dobrze, postaram się. Tak więc…
…Po
pierwsze, decyzję o wybudzeniu naszej szóstki podjął Dr Livingstone i
była to jego autonomiczna decyzja. Decyzja wywołana zdarzeniem, o którym wiecie
z głównego raportu. Nie ma żadnych
oficerów wachtowych, panie gubernatorze. Kapitan nie ma z tym nic wspólnego.
Statek, od czasu opuszczenia słonecznej orbity, aż do końca procedury
wyhamowania, sam kieruje i dowodzi misją. Jest to mecharganizm,
organiczna sztuczna inteligencja, przewyższająca nasze zdolności analityczne i
nawigacyjne tysiące razy. Nie ma
rozsądnego zdarzenia, które spowodowałoby podjęcie decyzji o wybudzeniu
kogokolwiek...
- R... aut... e.. s... ł... ł... rok – rozległ się radosny
monolog pisarza.
- A… zdarzenie nierozsądne?
- Niespodziewaną przerwę
wykorzystał ojciec Shahrari. - Metafizyczne?
Gubernator
parsknął.
- Czarodziejski obłoczek, kjurf...
- No właśnie – kontynuował John Pollack, ignorując Boba
Duncana. - Zdarzenie metafizyczne, kontakt z egzo-inteligencją. Coś o tak
skomplikowanym wzorze zmiennych, że Dr Livingstone cierpi na niedobór danych. Może podjąć dalsze działania, ale nie
chce. Woli to zrobić dopiero po konsensusie grupy dyskusyjnej.
- Złożonej z
niedorozwoja – gubernator wskazał beztroskiego pisarza – księdza – wskazał
mrugającego oczami ojca Michellisa – dzieciaka – wskazał żywiołowego przedmówcę
– pani major, która nie jest panią major – wskazał na jedyną w towarzystwie
kobietę – kapitana, który nie nie ma kim dowodzić – wskazał posępnego Jima
Cyrusa – i gościa, który ma to wszystko w dupie – wskazał siebie, po czym
zapanowała nieprzyjemna cisza...
...Aż
rozległ się głos kapitana.
- Proszę kontynuować, panie Pollack.
Konstruktor
statku uniósł dłoń na wysokość głowy, zaczął nerwowo machać, po czym zawiesił w
powietrzu wskazujący palec i rozpoczął monolog.
- Rozumiem zdenerwowanie.
Nie tylko pan, gubernatorze, jest wściekły, ale...
...Rezurekcję
każdego z nas da się wyjaśnić, zapewniam. Dr Livingstone przesłał cztery
raporty, które każdy z nas otrzymał w formie incepcji Monocle. Dwa jawne.
Jeden, odnośnie napotkanego obiektu. Drugi, dotyczący mnie, ojca Michellisa i panny...
khm... przepraszam. Pani doktor...
(Amy Flyn
drapieżnie zmrużyła czarne oczy, a jej krótkie, lokowane włosy nastroszyły się).
...Tak
więc, ja jestem głosem statku – kontynuował John - mam też wyrazić opinię
technologiczną na temat obiektu i służyć pomocą w sprawach organizacyjnych.
Pani doktor – zwrócił się do czarnoskórej towarzyszki, która wpatrywała się w
niego z pretensją.
- Moja obecność jest oczywista – chłodno rzuciła murzynka. -
Mam wyrazić opinię astrofizyczną i biochemiczną. Potwierdzić wstępną tezę Dr. Livingstone'a, że obiekt nie jest
tworem naturalnym.
- Ojcze Shahrari. - Inżynier wskazał szczupłego duchownego,
który w obszernej, niedopasowanej rozmiarowo bluzie, wyglądał jak żul.
- No... właśnie – zająknął ksiądz. - Ja mam, wie pan... no
mam wątpliwości...
John
Pollack rozłożył ręce.
- Pana obecność jest oczywista, ojcze. Proszę nie myśleć, że
mecharganizm odrzuca metafizykę i
wiarę. Nie, nie, nie. Ma pan wydać opinię teologiczną na temat obiektu, jeśli
zajdzie taka konieczność.
- Tylko, że... - podjął nieśmiało duchowny. - Tylko, że
przecież... pośród tych ćwierć miliona za... zamrożonych owieczek jest papież.
Czy to nie jego – przez chwilę szukał odpowiednich słów - należało wskrzesić?
- Pa... pa... jeż… aut… – palnął Albert Craiis, wywołując
wśród obecnych nagłą falę konsternacji.
- No dobra – zagaił gubernator, wychylając się z trudem w
stronę leżącego po przeciwnej stronie pulpitu pisaka. - Ja rozumiem, że
zbuntowany ksiądz-reformator może mieć jakieś świeże pomysły w sprawach wiary.
Zgoda. Zresztą papież Villencio to debil, każdy to wie. Ale jak, do cholery,
dzieciaku, wyjaśnisz obecność tego niedorozwoja? Ma wyrazić opinię metodą
obślinienia stołu? Johnny, chłopcze, twój statek popełnił błąd; musimy to,
kurwa, głośno powiedzieć. A skoro
popełnił jeden błąd, być może cała ta szopka jest zbędna. Kto mi odda ten czas?
Może właśnie uciekają między palcami najpiękniejsze chwile królowania na
Pegasi?
- Actus hominis non dignitas
iudicentur – fuknęła Amy Flyn, kiwając z niedowierzaniem głową. -
Szmondak...
- Uspokójcie się! - zażądał kapitan.
- Dr Livingstone na pewno się nie pomylił –
zaoponował piegowaty inżynier. - Statek jest inteligentniejszy niż my wszyscy
razem wzięci. Myślę, że pan Craiis, jako pisarz, filozof i językoznawca, miał
wyrazić opinię na temat ewentualnego przekazu, który obiekt może ze sobą nieść.
Nieszczęśliwie się stało, że proces długotrwałej hibernacji poszatkował mu
mózg. To się już zdarzało i to przy zamrożeniach trwających kilka lat. A my,
przypominam, spaliśmy lat sto dwadzieścia pięć. Statek na pewno się nie
pomylił. Na pewno się nie…
- Przecież to durna maszyna! - zagrzmiał Duncan. - Nie bądź
pan śmieszny.
- Nie możemy wykluczyć błędu – wtrącił kapitan, którego
twarz w ciągu ostatnich dwóch kwadransów nabrała naturalnego zmarszczenia i
rumieńców. Niebieskie, głębokie oczy z pełną powagą obserwowały nieoczekiwaną
burzę mózgów, rozgrywającą się przy okrągłym białym pulpicie, na sześciu
białych fotelach, w sześciu niebieskich bluzach i tylu samych czarnych spodniach.
– Nawet, jeśli to nieprawdopodobne. Tu ma pan rację, gubernatorze, a przez pana
Pollacka przemawia subiektywna opinia twórcy mecharganizmu. Jest jedno
małe „ale”… John.
Młodzieniec,
wykorzystujący każdy moment do zerkania w Monocle, wrócił i kontynuował:
- Nie zdążyłem dokończyć! Poza pierwszym, głównym raportem
dotyczącym obiektu oraz drugim, jawnym raportem dotyczącym naszej trójki, są
jeszcze dwa inne. Trzeci, warunkowy –
znany, póki co, tylko kapitanowi Cyrusowi. I tylko kapitan może podjąć decyzję
czy i kiedy się z nami nim podzielić. Jest też czwarty raport i to, myślę, że
pana zainteresuje, panie Duncan. Jest to tajny raport, a decyzję o jego
odtajnieniu podejmie Dr Livingstone, gdy – cytuję – „dyskusja osiągnie
zadowalający poziom merytoryczny”. Raport dotyczy rezurekcji pana Alberta
Craiisa, a także pana, gubernatorze. Zakwalifikował się pan tym samym do jednej
paczki z, jak pan to ujął? „niedorozwojem”.
- Ty jebany chuju! - wrzasnął Bob Duncan i rzucił się w
stronę inżyniera...
Podoba mi się chaos, dezorientacja, to jak się ze sobą użeraja i jak w tym wypadają charaktery. Poczułam się zainteresowana, a zakończenie fragmentu mnie rozbawiło :D Pozytywnie rzecz jasna. Wisienką na torcie jest cytowany niżej fragment, gdzie gubernator podsumowuje tę ich zbieraninę. Dosadnie i z humorem, ale takim dla czytelnika, bo dla tych tam, to raczej są powody do frustracji i obaw. xD Zmykam do ciągu dalszego.
OdpowiedzUsuń"- Czy… czy jesteśmy w... układzie Pegasi?"
I teraz tak. Układzie czego do diaska, bo to tu sugeruje, że Pegaza. Zróbmy małą poglądówkę po głównych trzech gwiazdach Pegaza (tych tworzących czworokąt, acz czwarta to juz alfa Andromedy). Odległości podane oczywiście względem ziemi
Markab - 140 ly
Scheat - 199 ly
Algenib - 335 ly
Aż mnie kusi zrobić to jakoś w 3D, ale nie wiem jak, bo to są odległości "w głab", musiałabym oszacować te w 2D żeby uzyskać jakąś formę prostopadłościanu, a na mapach nieba raczej nie podaje się skali. Ale powiedzmy, ze mamy trzy krawędzie - te pionowe, wyznaczone przez powyższe odległości (ot przecinając płaszczyznami w tych odległościach na osi), odległość między Algenib i Markab to jedna godzina, między Markab a Scheat cztery stopnie... co niewiele nam mówi, ale jeśli chodzi o powierzchnę Pegaz jest jednym z największych na niebie, więc twój Układ Pegaza, to jakiś drobiazg rozciągający się co najmniej na ponad 150 lat świetlnych w jedną stronę, a inne... Ja wiem że Galaktyka ma ponad 300 000 lat świetlnych bodajże, więc 150 nie powala, ale i tak brzmi to dziwnie. Poza tym "układ" sugeruje układ planetarny. Np. 51 Pegasi (dla odmiany 51 lat świetlnych od Ziemi); gwiazda żółta jak Słońce i odkryto wokół niej planetę (jakby nie, to pewnikiem bym nawet nie wiedziała, że ona istnieje XD)
"Mieli mnie odmrozić na Pegasi 2."
I znowu ten zapis. Pegasi 2 czyli? Zgaduję, że chodzi o
"Napiął mięśnie twarzy, a jego szpiczaste uszy i jasne brwi uniosły się, generując porcję szczypiącego bólu."
Dziwnie to o generowaniui brzmi.
- Złożonej z niedorozwoja – gubernator wskazał beztroskiego pisarza – księdza – wskazał mrugającego oczami ojca Michellisa – dzieciaka – wskazał żywiołowego przedmówcę – pani major, która nie jest panią major – wskazał na jedyną w towarzystwie kobietę – kapitana, który nie nie ma kim dowodzić – wskazał posępnego Jima Cyrusa – i gościa, który ma to wszystko w dupie – wskazał siebie, po czym zapanowała nieprzyjemna cisza...
Lubię :D
...Tak więc, ja jestem głosem statku – kontynuował John - mam też wyrazić opinię technologiczną na temat obiektu i służyć pomocą w sprawach organizacyjnych.
Technologiczną czy techniczną jednak?
Potwierdzić wstępną tezę Dr. Livingstone'a, że obiekt nie jest tworem naturalnym.
Z kropką ten dr?
Niebieskie, głębokie oczy z pełną powagą obserwowały nieoczekiwaną burzę mózgów, rozgrywającą się przy okrągłym białym pulpicie, na sześciu białych fotelach, w sześciu niebieskich bluzach i tylu samych czarnych spodniach.
Wychodzi nieco, że fotele maja bluzy i spodnie. ^^”
Masza, doczytaj do końca, bo znów Ci się parę rzeczy wyjaśni. Gwiazda to 51 Pegasi - odległa mniej więcej 47 - 50 lś. Leciałoby się do niej ok. 255 lat z prędkością Dr Livingstona.
OdpowiedzUsuńProponuję też rozmowę na forum, jak ostatnio, bo tutaj to zbyt duży materiał.
Cieszę się, że czytasz.
Pzdr.
Wiesz, pisze co na poczekaniu mi nie gra i sobie gdybię. Używasz pojęć pół znanych, więc wywołują one określone skojarzenia na poczekaniu ^__^ Jak się wyjaśni, to się moje skojarzenia rozwieją, w kontekście tego fragmentu pozostają sobie w sferze rozważań. Kolejny czytam, ale mimo wszystko - praca itd. spowalniają tempo. :) Ale nie uciecze. :D
OdpowiedzUsuńNa tak. Pamiętaj, że są prawdziwe rzeczy jak np. Gwiazdozbiór Pegaza, gwiazda 51 Pegasi. A są też fikcyjne, jak planeta Pegasi 2.
OdpowiedzUsuńJak mi to tekst wyjaśni, to będę to wiedziała, na razie jednak muszę bazować na tym co daję. Jak zacznę gdybać, to mogę stworzyć nawet grupę galaktyk o tej nazwie :) jeśłi uwazasz, ze coś się dalej wyjaśnia i za jakiś czas pacnę się w łeb z tekstem "o! a to tak jest! faaaajnie!" to daj mi radość odkrywania tego, a nie uprzedzaj fakty :) Jeśli zaś nigdzie nie wyjaśniasz rzeczy dalej, to weź pod uwagę, że takimi a nie innymi określeniami wywołujesz pewne skojarzenia i jeśli wyjdzie ci ze zbieranych opinii, że więcej niż mniej osób się gubi, to pomyśl o zmianie, doprecyzwoaniu czy cuś. Przeca to tak działa, co nie :D Albo przynajmniej ja tak piszam :bag:
OdpowiedzUsuńTak, słusznie :D.
OdpowiedzUsuń